Dawne ortografie, gramatyki i podręczniki języka polskiego
Jacek Idzi Przybylski był człowiekiem wszechstronnym: filolog klasyczny, tłumacz, poeta, a przy tym profesor uniwersytetu i bibliotekarz. Urodził się 1 września 1756 r. w Krakowie, mieście, z którym związany był niemal całe swoje życie. Pochodził ze skromnej rodziny mieszczańskiej – był synem krawca Bartłomieja i Jadwigi z Mańków [Aleksandrowska, 2002, s. 313]. Pochodzenie nie przeszkodziło mu w odebraniu doskonałego wykształcenia. Pierwsze kroki w tym kierunku stawiał pod okiem wuja, Pawła Mańki, profesora Szkół Nowodworskich [Mrozowska, 1988] w Krakowie. Jako uczeń tej instytucji immatrykulował się na Akademii Krakowskiej w 1766 r. i po ukończeniu pełnego kursu nauk gimnazjalnych rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym. W 1771 r. uzyskał tytuł bakałarza Akademii, następne lata przyniosły kolejne stopnie: licencjata filozofii (1773), doktora i magistra sztuk wyzwolonych (1775). Czas ten naznaczony był głęboką religijnością i rozwijaniem zainteresowań, które obejmowały teologię i naukę języków. I choć nie zrealizował się w pierwszej sferze (w 1775 r. przyjął niższe święcenia kapłańskie, ale w kilka lat później, w 1779 r., porzucił stan duchowny i zainteresował się ideologią wolnomyślicielską), to pozostały z tego okresu pierwsze próby poetyckie – oracje o charakterze religijnym. W drugiej natomiast dziedzinie zyskał sławę poligloty. W czasie studiów opanował grekę i łacinę, jego uwaga skierowała się następnie na język niemiecki, francuski, włoski, portugalski i angielski [Jędrzejczak, Witczak, 2002, s. 238]. Lata 70. i początek lat 80. XVIII w. były dla Przybylskiego okresem intensywnej pracy nauczycielskiej: w Tarnowie wykładał gramatykę, w Chełmnie składnię i poetykę łacińską, był profesorem w Szkołach Nowodworskich w Krakowie i Szkoły Wydziałowej w Lublinie, a także profesorem historii i prawa w Warszawie. Jesienią 1783 r. (wg innych źródeł w 1787 r. [Aleksandrowska, 1970, s. 94]) król Stanisław August nadał mu tytuł konsyliarza królewskiego za mowę wygłoszoną w rocznicę odsieczy wiedeńskiej. Religijność ustępowała wówczas fascynacji dziełami wybitnych myślicieli Oświecenia. Przybylski był pod ogromnym wrażeniem Woltera, którego przekładał i wydawał anonimowo, i nigdy nie wyzwolił się spod jego wpływu. Pamiętać przy tym trzeba, że wolnomyślicielstwo w konserwatywnym Krakowie było światopoglądem ryzykownym. Przybylski (przynajmniej oficjalnie) nie wytrwał w swojej postawie i dokonał aktu ekspiacji, którego dowodem było dzieło A. Tschabuschnigga krytykujące filozofów XVIII w. (1781: Historyczno-krytyczne wiadomości o życiu i pismach pana Woltera i innych filozofów i 1784: Historyczno-krytyczne wiadomości o życiu i pismach trzydziestu trzech filozofów naszego wieku) [Snopek, 1994, s. 208]. Rozwój naukowy Przybylskiego obserwował Hugo Kołłątaj i mimo pogłosek o libertyńskich poglądach Jacka Idziego powołał go w 1784 r. na stanowisko prefekta biblioteki i profesora starożytności w Szkole Głównej Koronnej (reformowanej Akademii Krakowskiej). W celu dokształcenia się w sprawach bibliotecznych i przypatrzenia się dobrze zorganizowanym bibliotekom młody krakowianin został wysłany w roczną podróż do Wiednia i Rzymu, skąd powrócił w 1786 r. Zdobytą wiedzę wykorzystał w modernizacji Biblioteki Jagiellońskiej: m.in. uporządkował księgozbiór, powiększył zbiory, zorganizował czytelnię książek i periodyków, wydzielił cimelia, przeprowadził prace bibliograficzne. Przybylski cieszył się wówczas przychylnością działaczy oświeceniowych i brał udział w pracach licznych stowarzyszeń i instytucji. Od 1787 r. wykładał w Szkole Głównej Koronnej, w 1791 r. objął tam Katedrę Języka i Literatury Greckiej, w kolejnym zaś roku został sekretarzem Kolegium Moralnego (składały się na nie prawo, teologia i nauki humanistyczne [Piłatowicz, 2013, s. 78]). Był aktywny m.in. w Związku Filantropów założonym przez Feliksa Oraczewskiego czy Departamencie Regencji Kandydatów przy Komisji Edukacji Narodowej (którego został mianowany członkiem w 1788 r.). Redagował pisma: Zbiór Tygodniowych Wiadomości (1784), zaś w późniejszych latach Monitor Różnych Ciekawości (1796), Gazetę Krakowską (1796), wydawał także Kalendarz Krakowski (1795-1802). Jego wiedza, talent pisarski, pracowitość i skromność były powszechnie znane. Niemniej nie wszystkim podobały się jego świecka postawa i poparcie, jakie żywił dla Oraczewskiego [Dutkowa, 1986, s. 99], który był za laicyzacją szkolnictwa i przekazaniem dóbr pojezuickich na cele edukacji. Nie porzucił też całkowicie wolnomyślicielskich poglądów. W 1789 r. został więc nieoczekiwanie zaatakowany przez krytykę. Ukazała się wtedy anonimowa publikacja Zakus nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej, za której drukiem stał najprawdopodobniej Franciszek Ksawery Dmochowski i jego współpracownicy – Onufry Kopczyński i Franciszek Siarczyński [Snopek, 1994, s. 211]. Krytyka uderzała w prace naukowe krakowskich uczonych, w tym właśnie J. Przybylskiego, choć w jego wypadku była raczej łagodna. Argumentów dostarczyła przeciwnikom jego erudycyjna Dysertacja o kunszcie pisania u starożytnych wydana w 1788 r. I choć nie podważano uzdolnień autora, to wątpliwości rodziła zbyt duża liczba przestudiowanych dzieł, do których się odwoływał. Rażący był też styl, w jakim rozprawa została napisana, zalanie jej osobliwościami leksykalnymi, zwłaszcza neologizmami. Przybylski odpowiedział na krytykę niezwykle emocjonalnie. Jego obroną stał się atak zawarty w heroikomikum Heautoumastix, czyli bicz na siebie samego, w którym bezlitośnie szydzi ze swoich antagonistów. Mimo że Przybylski został okryty złą sławą, to w 1790 r. jego kandydatura została wysunięta przez Ignacego Potockiego do nadania szlachectwa z uwagi na zasługi dla rozwoju i popularyzacji języka polskiego. Sprawa nobilitacji nie weszła jednak pod obrady Sejmu Wielkiego. Wśród prac, które przyniosły mu uznanie, można wymienić Nazwiska poetów polskich i Prace literackie akademików krakowskich od czasów Kazimierza Wielkiego do 1780 r. (nie zostały wydane, ale stały się podstawą Dykcjonarza poetów polskich Michała Hieronima Juszyńskiego z 1820 r.). Przygotował wiele prac dydaktycznych, jak choćby zarys historii literatury greckiej i rzymskiej Wieki uczone starożytnych Greków i Rzymian (1789, 1809), Ortografia języka greckiego (1791) czy pierwszy polski podręcznik Początki języka greckiego dla użytku Polaków (1792). Okres ten to także tłumaczenia: Homera (1789), Hezjoda (1790), Kallimacha z Cyreny (rkps zaginiony), 1. księga Iliady Homera (1790), Pope’a (1790), Miltona (1791, 1792). W 1795 r. ukazał się jego jedyny oryginalny, poza wierszami okolicznościowymi, utwór Sielanka Wyrzynek na Piaskach w Krakowie. W 1802 r. na znak protestu przeciw germanizacji uczelni krakowskiej Przybylski przeszedł na emeryturę i zajął się wyłącznie przekładami (w tamtym i późniejszym czasie powstały przekłady Owidiusza – 1802, Horacego – 1803, 1816, Wergiliusza – 1811, 1813). Po wcieleniu Krakowa do Księstwa Warszawskiego w 1809 r. powrócił do obowiązków na uniwersytecie, gdzie do 1811 r. pozostawał prefektem biblioteki, do 1813 r. zaś profesorem starożytności. Przez krótki był dziekanem Wydziału Filozoficznego (1811–1813). W latach 1814–1816 wyszła drukiem kilkutomowa Pamiątka dziejów bochatyrskich z wieku Grayskotroskiego w śpiewach Homera i Kwinta zawierająca eposy homeryckie i inne poematy greckie. Tomy 6–7 zawierają encyklopedyczny Klucz staroświatniczy do 62 śpiewów Homera i Kwinta w rubrykach całego abecadła, który w hasłach ułożonych w układzie alfabetycznym zawiera informacje niezbędne do zrozumienia poezji tych dwóch starożytnych autorów, w tym także hasło charakteryzujące język polski. Całość pracy Przybylskiego nad tym dziełem została uhonorowana złotym pierścieniem przez cara Aleksandra I. Po ostatecznym zaprzestaniu pracy Przybylski udzielał się w życiu społeczno-politycznym Krakowa jako jego szanowany i zasłużony obywatel. Był członkiem Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Towarzystwa Dobroczynności. W 1818 r. marszałkował na sejmiku gminy miasta Krakowa, by zostać wybranym na jej reprezentanta do sejmu Rzeczypospolitej Krakowskiej. Zgromadził znaczny księgozbiór, który przekazał w testamencie Bibliotece Jagiellońskiej. Zmarł 11 września 1819 r. w Krakowie, został pochowany w kościele Mariackim.
1. Cel i adresat
Swoją rozprawę o polszczyźnie Jacek Idzi Przybylski umieszcza w Kluczu staroświatniczym do sześciudziesiąt dwu śpiewów Homera i Kwinta (Kraków, 1816), dokładnie zaś w jego drugiej części zatytułowanej Homer i Kwint w Polszcze. Sam dwutomowy Klucz jest jest zbiorem objaśnień w formie słownika do tłumaczeń z literatury greckiej dokonanych przez autora. Został on włączony do większej publikacji Pamiątka dziejów bohatyrskich z wieku Grajskotroskiego, w której siedmiu tomach zawarte zostały wspomniane przekłady (Klucz stanowi dwa ostatnie tomy Pamiątki–VI i VII).
Język Polski jest hasłem w cz. 2. Homera i Kwinta w Polszcze, umieszczonym między stronami 8 a 222.Powstało ono w całości w języku polskim jako oryginalny i samodzielny tekst autora. J.I. Przybylski dysponował zresztą bardzo dużymi możliwościami, by stworzyć opis o takim właśnie charakterze. Już w oczach jemu współczesnych był erudytą o imponującej wiedzy, poliglotą, a przede wszystkim doskonale wykształconym filologiem. Należy także pamiętać, iż gramatyka powstawała pod koniec życia autora, jej powstanie było poprzedzone kilkudziesięcioma latami pracy naukowej i dydaktycznej. Jednak jak pisze autor, jest to zaledwie „dorywczy roztrzęs Narodowego Języka” [1] (s. 15) i nie było jego zamierzeniem ułożenie nowej gramatyki, „kiedy ta, która podał szanowny Mąż Onufry Kopczyński […] jest dostateczną” (s. 16).
O ile gramatyka Kopczyńskiego jest gramatyką powszechną, o tyle nie ma takiego charakteru rozprawa Przybylskiego. Krakowianin bowiem zaadresował swój niełatwy, erudycyjny wywód do „prawoświatłych Rodakow”, „Taynioznawcow”.Pisząc dzieło u schyłku życia, wyobrażał je sobie jako spuściznę dla potomnych, pozostawiając „młodszym pokoleniom Oyczyzny”, a nie uczonym ocenę tego, jak postrzega język i jak go opisuje.
2. Motywacje
Na pierwszych stronach artykułu o języku polskim stanowiących wstęp autor wskazuje motywacje, jakie nim kierowały przy pisaniu rozprawy. W pierwszej kolejności tłumaczy się ze swojego translatorskiego warsztatu. Wyjaśnia, dlaczego hasło zostało zawarte w dziele obejmującym komentarze do przekładów z literatury greckiej. Przekłady Przybylskiego były naznaczone oryginalnym stylem i wolnością słowa. Autor bowiem wprowadzał do tekstów wiele osobliwości leksykalnych, zwłaszcza własnych neologizmów opartych na cząstkach słowiańskich lub archaizmów [Jędrzejczak, Witczak, 2002, 238]. Miały one w jego zamierzeniu lepiej zastępować wyrazy obcego pochodzenia będące w powszechnym użyciu, przy czym równie dobrze oddawać sens ich greckich oryginałów lub łacińskich odpowiedników, a nawet lepiej, gdyż Przybylski poprawiał błędy wynikające z niewłaściwego użycia zapożyczeń. Wiąże się to z kolejną z motywacji. Autor pragnął wskazać nie tylko „wdzięki”, lecz także „wady” języka ojczystego. Polszczyzna według niego powinna być pielęgnowana. Poczytywał za dużą wartość jej odrębność, oryginalność, możliwości systemowe i obfitość słownictwa. Były to powody, dla których uznał, że jest językiem doskonale się nadającym do zabiegów słowotwórczych. W zakresie języka jednak pozostawało wiele kwestii do sprostowania, wyjaśnienia i opisania. Rozprawa zatem miała uzupełnić lukę pozostawioną przez poprzedników, których opisy nie były według niego wyczerpujące. Był zresztą Przybylski pod dużym wrażeniem opisów niemieckich.
Co ważne, we wstępie Przybylski wyraźnie zastrzega, że rozprawa zawiera autorski sposób „widzenia rzeczy” i nikogo nie przymusza do przyjęcia jego perspektywy za swoją. Poświęca także wiele miejsca na wytłumaczenie, że artykuł został napisany jego stylem, ale „zbliżanym do tak zwanego naukowego”. Ustęp ten nosi wyraźnie cechy formy „do Zoila”,co jest wyraźnym echem krytyki swoich pism, której doświadczył w 1789 r. w publikacji Zakus nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej.
3. Struktura
Gramatyka J.I. Przybylskiego, czyli w terminologii autora Językoślednia [2], podzielona jest na pięć głównych części: Przystęp (s. 8–15) i opis główny zawierający cztery komponenty: Pismownię (18–98), Wywodnię (98–197), Szykownię (197–209) i Wyśpiewnię (209–2019). Brak tutaj klasycznego zakończenia (nie ma także bibliografii, choć Przybylski wiele tytułów dzieł, do których się odwoływał, wykazuje w tekście). Zamiast niego załączony został List do Pizonów Horacego jako swego rodzaju podsumowanie, „w ktorym wszystko to znaydzie się źwięzle wytkniętem, co często należałoby przypominać tym, którzy się tey Sztuki wszędy ważnej, a mianowicie w Językośledni, nie douczyli” (s. 222). Utwór ten jednak należałoby traktować jako osobny fragment Klucza staroświatniczego,a nie część artykułu o języku polskim.
Potwierdza to typografia dzieła. List do Pizonów jest wyraźnie oddzielony od artykułu. Przydano mu także kartę tytułową, której tamten nie posiada. Artykuł rozpoczyna się od hasła słownikowego wyróżnionego italikami – Język Polski. Po dwukropku następuje opis. Tymczasem typografia samego artykułu jest niespójna. Kolejne części stanowią partie nienumerowane tekstu. Przystęp i zakończenie nie są wyróżnione graficznie w żaden sposób. Zostały wplecione w tekst główny jednolicie. Oddzielają się od niego dopiero ustępy o kolejnych działach gramatyki, które zyskują podobnie skonstruowane tytuły zapisane wersalikami: O PISMOWNI W JĘZYKU POLSKIM, O WYWODNI SŁÓW W POLSZCZYŹNIE, O SZYKOWNI SŁOW W MOWIE POLSKIY, O WYŚPIEWNI JĘZYKA POLSKIEGO.
Opis główny gramatyki rozpoczyna Pismownia (18–98), w której wyłożone są podstawowe zasady pisowni polskiej. Zawierają się w nich opis polskiego alfabetu (tu także zasady użycia liter, wymowy głosek, ich alternacji), opis znaków interpunkcyjnych i ich funkcji, zasady dzielenia wyrazów, wskazania dotyczące ortografii. W Wywodni (98–197), najbardziej rozbudowanej części, Przybylski podejmuje problemy etymologii i morfologii, a w jej obrębie głównie słowotwórstwa. Wskazuje części mowy, rodzaje morfemów, podejmuje zagadnienia derywacji i kompozycji. Dużą część ustępu zajmuje wywód na temat zapożyczeń, spośród których wiele uważa za elementy niepożądane. Konsekwencją tego jest załączenie Wyrazaru – obszernego słownika o charakterze etymologiczno-poprawnościowym, w którym Przybylski wskazuje błędy użycia zapożyczeń i daje propozycje spolszczonych odpowiedników. Szykownia (197–209) daje wskazówki dotyczące struktury składniowej wypowiedzeń. Skupiają się one głównie na poprawnym łączeniu wyrazów w związki składniowe i odpowiednim porządku ich użycia w wypowiedzeniu. Przybylski sygnalizuje także problem zapożyczeń składniowych. Podkreśla, że właściwie, gramatycznie powiązana całość spełnia funkcję komunikatywną. W ostatnim ustępie – Wyśpiewni (209–2019) – opisuje cechy prozodyczne języka polskiego. Wyróżnione zostają zasady akcentowania i brak iloczasu. Pojęcie prozodii rozszerza autor o zagadnienia poetyki, takie jak metrum i jego rozkład w systemie sylabotonicznym wiersza (ze wskazaniem wzorców metrycznych charakterystycznych dla polszczyzny), a także rytm i rym. Do Wyśpiewni autor włącza także ustęp o Pismosądni, czyli krytyce literackiej, co jest kolejnym sygnałem wyjątkowej wrażliwości Przybylskiego na ocenę.
4. Koherencja tekstu
Kolejne elementy tekstu ułożone są w sposób logiczny – obecna jest klamra kompozycyjna w postaci wstępu i swoistego zakończenia, opisywany dział gramatyki daje podstawę do opisu następnego. Niestety, wypełniające te działy szczegółowe zagadnienia językowe nie są wyodrębnione. Stanowią jednolity blok tekstu, który charakteryzuje się brakiem spójności i uporządkowania, a także dużym stopniem dygresyjności. Opis gramatyczny bowiem poprzecinany jest licznymi wtrętami, reminiscencjami, uzasadnieniami właściwości użycia pojawiających się terminów, cytatami z literatury starożytnej, przywoływaniami motywów, postaci literackich i historycznych czy odwołaniami do języków obcych, greki i łaciny i nowożytnych. Decyduje to o braku przejrzystości tekstu i sprawia trudności w odbiorze, co potęgowane jest dodatkowo przez wspomnianą manierę pisarską Przybylskiego szpikującego treść rozmaitymi nowotworami językowymi. Składa się ona na autorski, naznaczony silnym subiektywizmem styl, z którego co i rusz wychyla się autorskie „ja” krakowianina. Tekst gramatyki daleko więc odchodzi od suchego, formalnego opisu języka.
Mimo że wtręty o charakterze erudycyjnym sprawiają trudności w lekturze gramatyki, to świadczą one o imponującej wiedzy Przybylskiego. Powołuje się on bowiem na autorów literatury pięknej, tłumaczy, gramatyków, słownikarzy, historyków, filozofów czy myślicieli społecznych, takich m.in. jak: Marcjalis, Owidiusz, Jan Nejedlý, Adam Naruszewicz, Donat, Onufry Kopczyński, Jan Mączyński, Samuel Bogumił Linde, Tacyt, Lukian z Samosat, Thomas Hobbes. Co więcej, opisywane kwestie wspiera Przybylski obfitą egzemplifikacją z różnych języków. Najliczniej reprezentowane są przykłady z łaciny i greki z uwagi na profilowe i głębokie wykształcenie autora w zakresie filologii klasycznej. Ważną funkcję pełni zwłaszcza łacina, która służy uściślaniu znaczeń – wielokrotnie przy nazwach polskich (czasem także z innych języków, np. z greki) pojawiają się ich łacińskie odpowiedniki. Dotyczy to nie tylko znaczeń ogólnych, lecz także terminologicznych („[…] wyraz Pisownia, o wiek całego Pokolenia starszy, znaczy u mnie Początkową Sztukę Pisowania, zwaną u Greków ή Γραφιχη [ē Graphike]; u Rzymian Ars scribendi; a moy młodziuchny wyraz Pismownia wyraża mi Sztukę Pismowania, czyli poprawnego układania pisma przez umiejących już pisować […]” (s. 16). Innymi językami, do których się najczęściej odwołuje, są: niemiecki, rosyjski, francuski i angielski, rzadziej włoski. Pojawiają się także nieliczne przykłady z hiszpańskiego, języków serbo-chorwackich, hebrajskiego, czeskiego czy przykłady ruskie [3]. Choć niezilustrowane, podawane są nawet fakty językowe z języka chińskiego („[…] o jednyy werczącyy Głosce R, zwanyy u Rzymian psią, swiadczą Znawcy JezykowDalszowschodniańskich, że jey Kitaycy czyli Chińczykowie w swoim Języku nie mają” (s. 69). Przybylski odwołuje się także do wiedzy z zakresu dialektologii, co daje obraz rodzącego się zainteresowania badaczy tą dyscypliną. Autor w wielu miejscach wykazuje różnice między regionalnymi odmianami języka a językiem literackim, wyraźnie zaznaczając wyższy status tego drugiego. Podaje przykłady nie tylko z gwar rodzimych (np. z gwary sieradzkiej: tko, tkory czy gwar podlaskich: kożdy (s. 33), lecz także obcych, np. z gwar bawarskich: wossogstdu?, czy saskich: was sagstdu? (s. 30).
5. Definicje: gramatyka, mowa, język
Gramatykę Przybylskiego cechuje suchość opisu formalnego i dygresyjność. Trudno tu szukać rozważań na temat generalnego oglądu języka czy formułowania definicji dotyczących pojęć najogólniejszych. Po skierowaniu we wstępie uwagi odbiorcy na swoje autorskie „ja” realizujące się we wskazaniu motywacji, obronie wyrazistego stylu i uskarżaniu się na niesprawiedliwą krytykę autor przechodzi od razu do zagadnień szczegółowych zawartych w kolejnych częściach. Rozpoczynając ustęp o pismowni, Przybylski definiuje rodzaje znaków – pisy. Zastrzega przy tym różnicę między znakami graficznymi a ich fonetycznymi realizacjami, „które w piśmie Bukwami, a w wysłowie Głoskami nazywać można” (s. 18). Pomimo świadomości tej różnicy używa tych terminów zamiennie, o czym uprzedza czytelników swego dzieła: „Pismownik pisze bukwy, Czytelnik zaś i Mowca w głosie żywym zamieniają je w głoski, wszelako ja używam tu obojętnie obu wyrazów, a częściy jeszcze wyrazu Głoski, jako zrozumniebnieyszego dla Polaka, który się z nim od lat kilkunastu oswoił” (s. 20). Cytat pokazuje, że autor był otwarty na zdobycze nauki i nie zamykał się w ciasnych ramach epigoństwa. Należy przy tym pamiętać w czasie powstawania gramatyki był już człowiekiem w podeszłym wieku.
6. Fonetyka i fonologia
6.1 Podział znaków
Zagadnienia fonetyczne i fonologiczne wyczerpująco zostały opisane przez Przybylskiego w Wyśpiewni. Rozpoczyna on swój wywód od wskazania rodzajów znaków, do których zalicza: pisy głosowe (litery oddawane w mowie przez głoski), pisy przypiewkowe (znaki diakrytyczne) i pisy przegrodowe (znaki interpunkcyjne).
Pisy głosowe ułożone są w dwa szeregi: abecadło i przyabecadło. Oba terminy rozumiane są jako „klucz Bukw czyli Głosek Polskich” (s. 18), a więc jako fonetyczne systemy pisma, w którym znak (litera) odpowiada dźwiękowi (głoska).
6.2 Abecadło i przyabecadło
Abecadło to inwentarz zamknięty obejmujący 24 elementy: a, b, c, d, e, f, g, j, h, k, i, l, m, n, o, p, r, s, t,u, w, x, y, z [4]. Jak widać, u Przybylskiego jota odróżniona zostaje od i i y. Staje się samodzielną literą „jako w naszyy Pismowni dziwnie usłużney i naszym Przodkom znaney, a dziś opuszczaney, lub z Samogłoską I błędnie ztosamoconey” (s. 19). Stanowi to zdecydowany głos w gorących polemikach dotyczących jej miejsca w alfabecie polskim, jakie toczyły się, i toczyć się będą, w wieku XIX [Dąbrowska 2005, 152–155]. W alfabecie przedstawionym przez autora zwraca także uwagę obecność litery x jako oznaczenie połączenia ks.
Przyabecadłoskłada się z 15 liter diakrytyzowanych (jotowanych) uszeregowanych w dwóch rzędach, które nazywa: jednorkami (są to znaki pojedyncze: ą, ę, ł, ć, ń, ś, ź, ż) oraz dwojorkami (dwuznaki: cz, dz, dź, dż,ch, rz, sz). Jasno zostaje wyjaśniona kwestia troygłosicy, czyli trójznaku dzi, która dla Przybylskiego jest dwuznakiem dź, ale inaczej zapisywanym: „[…] w Polszczyznie nie masz właściwie żadnych Troygłosic, […] w Tureckim, do Polszczyzny przelanym: Dziaur […] Samogłoska I […] znaczy tylko znak nadstroczny [dawany nad literą – uwaga aut.] czyli jotę [rozumianą tu jako znak diakrytyczny – uwaga aut.] kładzioną nad […] końcowem ź” (s. 83).
Dodatkowo autor wprowadził termin poabecadło na oznaczenie grupy dyftongów, „których szereg, […] ani w Abecadle, ani w Przyabecadlemieysca niema” (s. 40). Na ten zbiór składa się 6 połączeń samogłoskowych: ay, ey, iy, oy, uy i yy.
6.3 System wokaliczny
6.3.1 Samogłoski jasne
System wokaliczny abecadła tworzy 6 samogłosek: a, e, i, o, u, y. Przybylski definiuje samogłoski jako dźwięki wymawiane przy znacznym rozwarciu narządów mowy, bez zwarć lub szczelin: „wygłaszają na ucho same przez się” (s. 24), które są ośrodkiem sylaby: „wyrażają brzmienia wszelkiey złogi słow […], a nawet same, wyosobnione, przez się stanowią słowa jednozłogowe” (s. 24).
Podlegają one podziałowi, który uwzględnia głównie kryterium brzmieniowe, ale też funkcjonalne:
a) samogłoski nieugięte: a, e, o, u – są wymawiane bez wpływu sąsiedztwa spółgłoskowego na brzmienie, nie mają właściwości zmiękczających, jak również nie podlegają dyftongizacji pod wpływem sąsiedztwa innych samogłosek ze swojego szeregu lub i;
b) samogłoska poł-topna [5] po spółgłoskach: i – zmiękcza występujące przed sobą spółgłoskib, c, f, m, n, p, s, w, x, z, co powoduje zmianę brzmienia dźwięku (zmiękczenie nie zachodzi przed d, r i t), nie tworzy dyftongów z następującymi po niej samogłoskami a, e, o, u i i, tworzy je natomiast w połączeniu z y.
c) samogłoska poł-topna po Samogłoskach: y – występuje w połączeniach z poprzedzającymi ją spółgłoskami d, r, t, tworzy z innymi samogłoskami dyftongi, które wpływają na zmianę jej brzmienia.
6.3.2 Samogłoski pochylone
Autor nie uwzględnia wśród samogłosek ich wariantów pochylonych á, é, ó. Niemniej dostrzega stratyfikacyjnie i regionalnie uwarunkowane różnice w ich realizacji. Klucz staroświatniczy zaświadcza, że na początku XIX w. w języku ogólnym powszechnie realizowane było jasne („czyste”) a, natomiast ścieśnienie tej głoskimiało charakter gwarowy. Nieco inaczej przedstawia się status é. W języku literackim pochylenie jeszcze jest zachowywane, jednak tendencja do jego zaniku jest bardzo silna i stanowi źródło wielu problemów ortograficznych. W gwarach zaś é silnie się utrzymuje. Ciekawą sytuację przedstawia u Przybylskiego ó. Autor nie zna dźwięku pośredniego między o a u i nie spotkał się z jego realizacją [6]. Podkreśla tylko opozycję o : u i wymowę tych samogłosek „tylko na dwa sposoby, to jest albo przez czyste O, albo przez czyste U” (s. 33). Jak pisze, jasne o realizowane było przez „Lud Litewski” (z Podlasianami włącznie), a jasne u przez „Lud Koronny”. Utożsamienie się ó z u poświadcza także fakt, że kreskowane w piśmie ó zawsze jest czytane jako u. Istnienie opozycji samogłosek jasnych o : u oraz dodatkowo zapis ó doprowadziły do dużego chaosu ortograficznego. Właśnie problemy z pisownią to główny powód, dla którego gramatyk zdecydowanie się sprzeciwia obecności pochyleń. „Niepotrzebnie kazią pismo nasze dwojakie A, dwojakie E, tudzież dwojakie O, i czas jest, aby ich kity były całkiem zniesionemi” (s. 30). Swoje stanowisko umacnia argumentem o praktyce niemieckich sąsiadów, którzy pomimo bardzo dużego zróżnicowania terytorialnego i zdialektyzowania języka nie oddają pochyleń w zapisie standardowego języka niemieckiego.
6.3.3 Samogłoski przyabecadłowe
Samogłoski przyabecadłowe ą i ę są zakwalifikowane przez autora do szeregu samogłosek bąkliwych. Nazwa ta silnie podkreśla ich charakter: są to monoftongicznie realizowane samogłoski nosowe. Cecha ta gubi się przy ich wymowie asynchronicznej jako on, en, om, em, a także gdy są artykułowane jako o i e. Samogłoski te jako głoski pojedyncze nigdy nie stanowią sylaby. Nie stoją w pozycji nagłosowej i nie rozpoczynają słowa, jak również nie dopuszczają po sobie półsamogłoski j i spółgłosek półotwartych l, m, n, r „jako z ich nosowością niezgodnych”. Ich obecność jest charakterystyczna dla słownictwa rodzimego. Przy czym jak podaje Przybylski: „różniąc bączki naskie od bączków obcych, w słowach z wszelkiego Języka przybranych, piszmy: om, em, on, en” (s. 78).
6.3.4 Dyftongi
Zgodnie z myślą Przybylskiego Dwugłosica, czyli dyftong, to połączenie dwóch samogłosek w jednej sylabie powstałe przez zespolenie dwóch dźwięków w jeden. Czas jego artykulacji odpowiada sumie czasu wypowiadania każdej ze składowych. Język polski liczy 6 dyftongów, które tworzy samogłoska y poprzedzona inną samogłoską: ay, ey, iy, oy, uy i yy (występujące np. w słowach rey, kiy, znoy, czuy, żyy). Nie są natomiast dyftongami połączenia ia, ie, io, iu (obecne z kolei np. w słowach wiatr, cień, pion, niuch), a samogłoska i pełni w tym wypadku funkcję zmiękczającą. Oprócz Dwugłosic narodowych i swoyskichsą także 4 obcego pochodzenia: au,eu,ou i uu, przy czym nie wlicza się do i szeregu połączeń iu i yu ze względu na trudności artykulacyjne.
6.3.5 Rozróżnienie i – y – j
Kwestią, która kończy rozważania na temat systemu wokalicznego, a jest zarazem zapowiedzią konsonantyzmu, to rozróżnienie szeregu i – y – j. Stanowi ona zagadnienie tym ważniejsze, że wzbudzało w wieku XIX bardzo silne emocje, gdy litera j zaczęła być w polszczyźnie szeroko stosowana. Myślenie Przybylskiego jest w tym zakresie nowoczesne i zbieżne z propozycją Alojzego Felińskiego [7] postulującą literę j w miejsce i przed samogłoską (np. jabłko, swoje), która przyjęła się w ortografii [Jodłowski 1979, 41]. Dekadę zaś po wydaniu obu gramatyk litera j (w pozycjach takich jak w przykładach jabłoń, mój, wyjazd) została wprowadzona przez drugą „deputację” Towarzystwa Przyjaciół Nauk w 1827 r. [Jodłowski 1979, 42–45].
Autor, zgodnie z duchem zmian, rozgranicza te 3 głoski na:
a) I krotkie – samogłoska „piszcząca”, miękczy poprzedzające siebie spółgłoski, nie zmienia barwy w pozycji po samogłosce, jak również nie tworzy dyftongu w pozycji przed samogłoską za wyjątkiem y;
b) Y widłate – samogłoska „wyjąca”, łagodzi poprzedzające siebie samogłoski a, e, o, u „przez zastąpienie naybliższey, np. w słowach: znaydę, poyżrę, uymę i.t.d. zamiast: znaidę, poiżrę, uimę i.t.d.” (s. 44), tworzy dyftongi z poprzedzającymi ją samogłoskami, w tym z samą sobą;
c) J długie – spółgłoska „jęcząca”, „naymiększa” i niesylabiczna, wprowadzona zamiastdawnego i, w pozycji przed samogłoską zapobiega rozziewowi (Austryja, Ocejan, Tryjumf) i zmniejsza liczbę sylab, przy czym autor postuluje pisownię ja, je, jo, ju w wyrazach, takich jak np. jasny, Troja, jedyny, mojey, Jozue, już, wojuje, spółgłoska posiada także właściwości zmiękczające. W gwarach wzmacnia nagłos, pojawiając się w funkcji protezy (Jadam, Jewa).
6.4 System konsonantyczny
6.4.1 Spółgłoski abecadłowe
System konsonantyczny abecadła liczy 18 spółgłosek: b, c, d, f, g, j, h, k, l, m, n, p, r, s, t, w, x, z. Spółgłoski są rozumiane jako dźwięki wybrzmiewające dopiero w połączeniu z samogłoską: „żadna nie może bydź na ucho słyszalną, bez przybrania jedney z Samogłosek przez sobą, lub za sobą, z którą się razem w spolnym tonie wygłasza, a sama przez się, jako w wyosobnieniu, jest niemą, bo, tylko z Samogłoskami zstaje się głośną” (s. 24). Nie posiadają właściwości sylabotwórczych.
Autor rozpatruje podział spółgłosek zgodnie z ich brzmieniem w sąsiedztwie samogłosek przednich, tylnych oraz j. Ze względu na miękkość wskazuje następujące grupy dźwięków:
a) obobrzmienne: b, c, f, m, n, p, s, w, x, z – występują po nich zarówno i, jak i y;
b) grubobrzmienne: d, r, t – całkiem twarde, nie dopuszczają do siebie i, które w leksyce rodzimej miękczy je do dźwięków dź, rz, ć, w wyrazach obcych są zmiękczane przez j (por. dzieło : djelo, rzeka : rjeka, ciało : tjelo);
c) różnobrzmienne: k, g – twarde przed samogłoskami niepalatalizującymi abecadłowymi a, o, u oraz przyabecadłowymią i ę, miękkie przed e, przed którym występuje i, nie występują w połączeniach ky, gy;
d) cienkobrzmienne: l – „topna albo całkiem mięka”, nie występuje z następującą po niej samogłoską y, dodatkowo autor postuluje połączenie lj w wyrazach obcych, zwłaszcza zawierających francuskie ścieśnione u (np. Lhuillier – Ljuylijer);
e) chuchowe: h – opis głoski jest w celach ilustracyjnych rozszerzony o opozycję ch : h stanowi abecadłowy „chuch słaby”, w odróżnieniu od przyabecadłowego „chuchu mocnego” ch, słowa rodzime nie kończą się na h, a także nie kończy ich połączenie hi, w wypadku ch wyrazy rodzime zakończone są na -chy, obce zaś na -chi (orzechy : Eustachi), obie głoski brzmią twardo z następującymi po nich samogłoskami nieugiętymi a, e, o, u, miękko zaś w połączeniu z i (Hieronim, chieroglif);
f) jęczące: j – „naymiększa”, ze względu na podobieństwo artykulacyjne rzadko występuje przed i w wygłosie, w ogóle nie dopuszczając w tej pozycji y.
Osobno wskazuje podział zgodnie z kryterium miejsca artykulacji. Wyróżnić tutaj można (s. 44–45):
a) spółgłoski wargobitne: b, f, m, p, w – „które się wyderzają z głosem przez wargi”,
b) garłobitne: k, g, h, j – „wyderzają [się] z głosem przez wypuszczenie rzadszego lub gęstszego tchu z gardła, za pomocą języka”,
c) językobitne: t, d, r, l, n – „wyderzają [się] z głosem przez język, za pomocą dziąseł lub zębów, przezeń dotykanych”,
d) zębobitne: c, s, z, x – „wyderzają [się] przez zęby, za pomocą dotykającego ich języka z rożnem cedzeniem, sykiem lub zgrzytem”.
Na marginesie opisu klasyfikującego pojawia się rozróżnienie na spółgłoski rzadkie i gęste, które odpowiadałyby dzisiejszym określeniom dźwięcznych i bezdźwięcznych. Wśród nich można przykładowo wyróżnić:
Należy zauważyć, że dostrzeżenie udziału narządów w powstawaniu dźwięków jest podejściem dość nowoczesnym. Zarówno Przybylski, jak i wcześniej Kopczyński nie ograniczają się do tradycji greckiej i rzymskiej, która uwzględniała głównie stronę brzmieniową spółgłosek. Rozbudowanie klasyfikacji o główne miejsca i sposób artykulacji głosek jest nowszą linią rozwojową w opisach gramatycznych [Lesiakowski 2014, 57].
6.4.2 Spółgłoski przyabecadłowe
Inwentarz spółgłosek przyabecadłowych składa się z 13 elementów. Zostały scharakteryzowane pod względem brzmienia, a niektóre też miękkości:
– ł – spółgłoska łoskokąca, przytwardsza,
– ć, ś, ń, ź – głoski pieszczone, miękczebne zachowane (zachowują znak diakrytyczny – w terminologii Przybylskiego jotkę bądź przypiewek – w przeciwieństwie do głosek miękczebnych zaniedbanych: b, m, p, w, f i x, które go w toku rozwoju polszczyzny utraciły),
– ż – żetająca,
– cz – czerwiąca,
– dz – dzwoniąca,
– dż – dżdżąca,
– dź – dzidziąca,
– ch – chuchająca, występuje również z następującym po sobie i – połączenia chi występują głównie w zapożyczeniach, rzadziej w wyrazach rodzimych,
– rz – rzewniąca – tutaj autor odróżnia dźwięk rz [ž] od połączenia głoski abecadłowej z przyabecadłową rż [rž] jak w wyrazie skarżyć i rź [rź] jak w zmierź,
– sz – szumiąca.
Ustęp o przyabecadle kończy uwaga o czteroznaku szcz (głoska szczękająca). O ile w rosyjskim alfabecie stanowi on osobną literę alfabetu, a w tradycji fonetycznej tego języka jedną głoskę, o tyle w polszczyźnie jest on uważany za połączenie sz i cz.
Polski system głoskowy Przybylski ukazuje w zestawieniu poszerzonym. Ujmuje w nim aż 70 głosek pochodzących z abecadła, poabecadła, jak i przyabecadła.
W układzie tym zauważa się jednak pewne niekonsekwencje względem wcześniejszych wyjaśnień, np. wśród samotonow brak dyftongicznych połączeń au i eu, które, choć obce, zostały włączone jako oddające te połączenia w wyrazach zapożyczonych (fraucymer, pauza) lub polskich (miauczyć, au, chau), a także połączenia fonetycznie zbliżone samogłosek ze spółgłoską ł (skał, dzieł) (s. 40–41).
O połączeniach an i en zaś autor mówi, ale w kontekście odnosowionej wymowy ą i ę. Trudno tutaj szukać jasnego i wyczerpującego uzasadnienia, dlaczego znajdują one swoje miejsce w powyższym systemie jako połączenie dyftongiczne (s. 76–78).
Inwentarz społtonow został poszerzony o fonemy zmiękczone w pozycji przed i z następującą po niej samogłoską (ia, ie, io, iu). Należą do nich głoski palatalne: bi, fi, mi, pi, wi, gi, hi, chi, ki, dzi, ni, ci, si, xi. Początkowo ich miękkość oznaczana była jotą – znakiem zmiękczenia. Jednak jak pisze gramatyk, „poźniy zdawało się lepiy przenosić joty bez kropek znad jotowanych Społgłosek, i pisać je wyraźnie, zaraz po nich z kropkami, jak pełne Głoski” (por. np. b’ało : biało, c’en’e : cienie, g’ezło : giezło, X’eni : Xieni, z’em’a : ziemia). Warto wspomnieć, że 6 z nich, czyli bi, fi, mi, pi, wi, a także xi, określone zostały mianem miękczebnych zaniedbanych. Ich nazwa odnosi się właśnie do „zaniedbania” ich zapisu z jotą. Autor ilustruje to zjawisko przykładami miękkich głosek wargowych w wygłosie b’, m’, p’, w’, które „kończąc słowa, cienko brzmiały”, a w okresie nowopolskim się dyspalatalizowały [8].
7. Morfologia
Zagadnienia fleksyjne i słowotwórcze są przedmiotem ustępu zatytułowanego Wywodnia. Autor rozpoczyna swoje rozważania od zmierzenia się z tradycją gramatyczną. Wskazuje klasyczny podział na osiem części mowy, które są odmienne (nakłoniebne) i nieodmienne (nienakłoniebne). Przy czym – po pierwsze – odrzuca dawną terminologię, gdyż nie widzi w niej „ani stanowczego porządku, ani odkroynych mianowek [oddających właściwe znaczenie nazw – uwaga aut.]” (s. 99), i proponuje własną. Po drugie zaś, dostrzega, że podział na cztery części odmienne i cztery nieodmienne jest pewnym uproszczeniem, gdyż np. przysłówkom przysługuje stopień jako kategoria fleksyjna. Części mowy w terminologii J.I. Przybylskiego przedstawiają się zatem następująco:
Do powyższego zestawu określeń należy zaliczyć partykuły (łac. sg. particula), czyli przysłowki. Przybylski wspomina także o innych częściach mowy, niewystępujących w polszczyźnie, jak np. rodzajnikach (łac. sg. articulus), które w gramatyce nazywane są rodzajakami.
8. Leksykologia
Przybylski w wielu miejscach hasła o języku polskim zajmuje się problemami natury leksykologicznej. Widać wyraźnie, że dostrzega zróżnicowanie zasobu leksykalnego polszczyzny i jest świadomy intensywnych tendencji rozwojowych w języku związanych z dużym przyrostem słownictwa zapożyczonego (makarunów). Pojęcie makarunu gramatyk rozumie szeroko, są to „słowa, z któregokolwiek obcego Języka w nasz wszczepione”. Nie uważa przy tym za takie nazw własnych (antroponimów, toponimów, choronimów, ojkonimów, hydronimów, oronimów itd.), jak również utworzonych od nich eponimów.
Początków przetykania mowy obcymi wtrętami należałoby szukać we włoskiej twórczości ludycznej, w której wyrazy włoskie były mieszane z łacińskimi [9]. Choć w pełni akceptowalne w języku krotochwilnej poezji wyrazy te według gramatyka nie mają miejsca „w prozę żywego języka z wszystkich martwych i żywych języków pakowane, i w stylu wysokim bez żartów mnożone” (s. 138). Zapożyczenia to „słowa Magowskie”, dla ludzi spoza wąskiego grona osób wykształconych niezrozumiałe, a przez to błędnie używane i źle wymawiane. A więc nie tylko brudzą język ojczysty, ale w ten sposób stosowane kaleczą języki, z których pochodzą, zwłaszcza klasyczne: greczyznę i łacinę.
Wystąpienia elementów obcych „nie mogą tylko zasmucać kochających Oyczysty Język”. Należy zrobić więcej w tym kierunku. Skupia się to w postaci sformułowanego przez Przybylskiego zadania, jakie stoi przed filologiem (etymologiem), a mianowicie: „oczyścić swoy Język z makarunow” (s. 137). Działanie to jest przejawem manifestacji postawy purystycznej wobec języka, zgodnie z którą jego czystość jest utożsamiana z rodzimością czy szerzej – słowiańskością – elementów językowych. Zgodnie z tym gramatyk wskazuje formy błędne i podaje te ich odpowiedniki, które uważa lepsze, rdzenne i dobrze zrozumiałe, np. przygodziarz (zamiast awanturnik), ozdobunek (dekoracyja), wyobraziwo (imaginacyja), dmochostwo (fanfaronada), kwasorod (oxyżen), mimomniem (paradox)[10] itd. Podobne działania poprawnościowe uwidaczniają się na przestrzeni całego dzieła, a szczególnie w rozdziale poświęconym Wywodni. Ich zwieńczeniem jest lista wyrazów błędnych i ich prawidłowych form w postaci obszernego tezaurusa (strony 166–197 hasła Język Polski).
Ta jednolitość językowa, o którą walczy gramatyk, obecna jest w języku niemieckim wykorzystującym w tworzeniu nowych nazw substrat macierzysty, co pozwala stworzyć określenia równoległe do terminologii grecko-łacińskiej. W odniesieniu do polszczyzny taki kierunek pozostaje w sferze życzeń autora Klucza staroświatniczego. Znaczenie produktywności w zakresie tworzenia nazw w wypadku niemieckiego jest tym większe, że język ten nie pochodzi z łaciny. Brak klasycznego przodka, a także niewytworzenie rodzimej terminologii powoduje, że „my Słowianie, potrzebujemy tey dwoizny” (s. 143).
Negatywny stosunek Przybylskiego do słownictwa obcego nie ma więc charakteru skrajnego. Z jednej strony gramatyk gani użycie zapożyczeń – w odniesieniu do jednostek posiadających ojczyste odpowiedniki określa takie zachowanie jako „małpiarstwo”. Z drugiej zaś dopuszcza użycie zapożyczeń od dawna zadomowionych, a także tych, które nazywają nową rzecz i są trudne do zastąpienia lub spełniają istotną funkcję[11]. Co więcej, wśród form uzasadnionych zauważa się obecność form krótkich, ekonomicznych[12]. Dzieli zatem makaruny na takie, które wzbogacają język (makaruny ślachetne), i te, które go „szpecą i trawią” (makaruny brudne).
Do makarunów ślachetnych ze względu na kryterium pochodzenia możemy zaliczyć:
„Szlachetne” nazwy zapożyczone określają elementy następujących wycinków rzeczywistości:
W opozycji do zapożyczeń szlachetnych stoją makaruny brudne, które zaśmiecają język. Szczególnie źle oceniane są wyrazy z następujących grup:
Mimo że czystość języka i wyplenianie elementów niepożądanych to istotne cele dla Przybylskiego, to jednak gramatyk nie ocenia dobrze doraźnego tworzenia przez pisarzy neologizmów na bazie języka polskiego. Podkreśla, że często są tworzone pochopnie i dla tych, którzy nie dysponują wiedzą o językach słowiańskich, mogą być niezrozumiałe (np. czasownik zaczyić – „zrobić co czyjem”). Co więcej, zdaje sobie sprawę z siły uzusu, ponieważ „Tyran Zwyczay będzie zawsze od prawideł wyższem” (s. 153), a więc zarówno od działań kulturalnojęzykowych, jak i nazwotwórczych.
Zabiegi poprawnościowe Przybylski wiąże z ewolucją języka, który stanowi konsekwentnie i metodycznie wydoskonalany przez kolejne pokolenia system. Wydoskonalanie się języka to zjawisko uniwersalne, co autor podpiera przykładami łaciny bądź w języków nowożytnych, takich jak francuski czy niemiecki. Istnieje niemniej także tendencja przeciwna w myśleniu o języku, będącą wyrazem przekonania o jego zepsuciu w stosunku do minionych wieków. Obrazuje to m.in. silny mit greckiego złotego wieku i związanej z nim kulminacji rozwoju greki, a później prymat tego języka jako dawniejszego i bogatszego w słowie i myśli nad łaciną. Gramatyk daje jednak wyraźnie do zrozumienia, że nie jest to jego stanowisko i w każdym momencie w dziejach część społeczeństwa krytykuje swoje czasy.
Taka jest koley wszystkich Języków na kuli ziemskiy, iż ich wzrost wiekami z góry na doł, a nie zdołu do góry postępuje, i dość porównac między sobą znajome nam żywe Języki, jakiemi się tłomaczą dziś Europeyskie Ludy, aby się przekonać, iż niema ani jednego, ktoryby, począwszy od swego zarodu, aż do dzisieyszego kwitnienia, nie był wciąż stopniami ocieranym i zbogacanym przez Narodowych Nauczycielow, i ktoryby, z wieku na wiek przez pasmo mijających i gaśnących Pokoleń odmieniany, nie przyszedł do szczytu, na którym za naszych czasów spoczywa, a to przez mnogie poźnieyszeprzepostacenia, tak dalece, iż wielu Narodów pisma przed 300, 200, 100 lat utworzone, już są mało dziś zrozumiebnemi (s. 153).
Język polski także egzemplifikuje tę myśl, przy czym należy pamiętać, że ważnym elementem transformacji było piśmiennictwo łacińskie i tłumaczenia dzieł obcych w tym języku poprzedzające piśmiennictwo polskie.
Analizując teksty polskie pod kątem czystości języka, wskazuje Przybylski następujące przykłady: wśród dzieł oryginalnych wymienia Malwinę Marii Wirtemberskiej, następnie wskazuje tłumaczenia literatury, jak Przygody Telemacha François Fénelona w przekładzie Michała Abrahama Trotza, dzieła naukowe i ich tłumaczenia, a także dramaturgię.
9. Składnia, pragmatyka
Problemy poświęcone składni i pragmatyce skupione są w ostatnim ustępie Klucza staroświatniczego zatytułowanym „O SZYKOWNI SŁOW W MOWIE POLSKIY”. Już na samym początku Przybylski wskazuje zadanie „Syntaktyka, czyli Słowoszykownika”. Sprowadza się ono mianowicie do opisu trzech najistotniejszych cech mowy: wyrazistości, zforności i ładowności. Każdą z tych cech dokładnie opisuje.
Wyrazistość to tworzenie tekstów zgodnie z regułami gramatycznymi i przekazywanie pełnej informacji o przedmiocie. Nadrzędnym celem jest tutaj cel komunikacyjny. Aby go osiągnąć, teksty formułowane przez nadawcę powinny spełniać określone kryteria, takie jak: stosowna ilość treści (przekazywanie tylu informacji, ile jest potrzeba, przy czym minimalne zdanie składa się wg autora z rzeczownika, przymiotnika i czasownika) i sposób mówienia (prosty, zrozumiały, obrazowy styl [14]). Rezultatem tego działania jest jasność.
Zforność odnosi się do „foremnego słow powiązania”, czyli poprawnego łączenia kolejnych elementów w grupy składniowe, a następnie podporządkowywania ich sobie jako członów składniowych. Wyrazy muszą być „po narodowemu zforowane” – muszą zachowywać polską odmianę. W tym miejscu gramatyk wymienia rodzaje błędów, jakie wynikają z braku „zforności”, np. błędy słownikowe (użycie nie jestem w stanie zamiast nie mogę [15]), a zwłaszcza fleksyjne (ktoś podchlebiony), i składniowe (bydź Świadkiem nad czem). Dzięki stosowaniu się do zforności osiąga się zwięzłość.
Ładowność to termin określający szyk. Układ wyrazów w zdaniu jest ustalony, a jego „uchybienie mogłoby myśl tłomaczoną przyćmić”. W języku polskim szyk jest swobodny. Nie oznacza to jednak zupełnej dowolności w usytuowaniu składników zdania. W zdaniach krótkich swobodny szyk pozwala „z rowną jasnością krotko myśl oddadź w tyy lub owyy kolei wyrazow” (s. 204). Inaczej jest w wypadku zdań długich i wielokrotnie złożonych. Konsekwencją nadmiernej swobodności jest „rozstrzepanie naszych stylow” prowadzące często do chaosu i braku jasności komunikatu. Gramatyk postuluje więc utrzymywanie dyscypliny szyku na wzór języków francuskiego i niemieckiego charakteryzujących się zwięzłością, treściwością i prostotą konstruowanych zdań. Pilnując porządku, należy zachowywać zarówno „nasze narodowe usadzanie wyrazu przy wyrazie”, jak i rodociwego [naturalnego, przyrodzonego – uwaga aut.] sposobu szeregowania słow”. Jako przykłady właściwej kolejności składników w członach składniowych w polszczyźnie wskazuje m.in.: rzeczownik + przydawka rzeczownikowa (świątynia sprawiedliwości), zaimek + rzeczownik (do tey sprawy), zaimek + się + czasownik (godzi mi się), przyimek + rzeczownik w wyrażeniu przyimkowym (na stronę Syna Michała). Rezultatem zachowywania prawidłowego szyku jest odkroyność [16].
Ustęp o wywodni kończy Przybylski uwagami na temat szyku w wierszu i w prozie.
Wiersz dopuszcza duże odchylenia w tym zakresie. Uwarunkowane jest to koniecznością stosowania się do konstant wersyfikacyjnych [17] (takich jak: określona liczba sylab w wersie, występowanie średniówek, określone miejsce akcentu w klauzuli) ustanawiających „porządek sztuczny”. Szyk naruszany jest także przez wolność poetycką, zwłaszcza wolność wyobraźni. Proza natomiast nie zna tego typu rygoryzmu formalnego, ma charakter bardziej naturalny, choć nie może dowolnie szafować szykiem. Jest przy tym „poświęcona […] Umiejętnościom i Naukom w cylu tłomaczenia myśli według prawideł źcizłego rozumowania (s. 206)”. Niemniej zarówno w wierszu, jak i w prozie celem nadrzędnym jest jasność komunikatu.
10. Prozodia
Brzmieniowe właściwości mowy, które Przybylski określa ogólnym terminem „melodność”, opisane zostały w rozdziale O WYŚPIEWNI JĘZYKA POLSKIEGO. Rozpatrywane są one w ramach wierszopisarstwa, zgodnie z tradycją wykładania reguł sztuki wiersza przez gramatykę [Mayenowa 1979, 358], co nadaje rozdziałowi charakter poetyki.
Definiując pojęcie melodności, autor przeciwstawia artykulacyjną, „zewnętrzną” organizację języka jego „wewnętrznej wartości”, czyli jak byśmy dziś powiedzieli, systemowi:
Wewnętrzna wartość każdego Języka, czy martwego, czy żywego, zawisła od rodociwości, giętkości i zgodności wszystkich jego cząstek naydrobnielszych i nayokazalszych […]; zewnętrzna zaś każdego Języka wartość zależy na dźwięknem wydaniu wszelkiego ułamka mowy przez organy głosu, na ucho Słuchających i z takiemi odmianami miary i spoczynku, jakie w niem pospolicie Mowcy, Wierszownicy i Językośledcy wiekami za przyswoite upatrzyli i uznali” (s. 209).
W tym ujęciu cechy prozodyczne ujawniają się w realizacji fonicznej jednostek językowych każdego rzędu przez narządy artykulacyjne. Dokonuje się to z zachowaniem ustalonej miary wierszowej i pauzy, co nakazuje myśleć o wierszu jako o jednostce mowy wyższego rzędu, fragmencie dźwiękowego obrazu mowy.
Opis elementów brzmieniowych w wierszu Przybylski sprowadza właściwie do scharakteryzowania akcentu w polszczyźnie. Autor powołuje się tutaj na objaśnienie zjawiska przez Jana Ernesta Müllenheima w jegogramatyce polskiej dla Niemców[18]. Zgodnie z nim „Polacy wymawiają przedostatnią złogę [sylabę – uwaga aut.] zawsze długo” i, co dodaje już Przybylski, wyróżnia się ją przez nacisk. Dla Przybylskiego jest to zasada bezwyjątkowa[19].
Jednak to, co wyczerpujące, klarowne i oczywiste dla filologa, zwłaszcza klasycznego, niekoniecznie będzie zrozumiałe dla odbiorcy nieposiadającego tej wiedzy. Krakowianin wyjaśnia zatem, że długość utożsamiana jest przez Müllenheima z obecnością akcentu w sylabie. Nie oznacza natomiast iloczasu, gdyż w polszczyźnie różnice ilościowe przeszły w jakościowe: „Pod Wyśpiewnię podciągali Starożytni Grecy i Rzymianie […] tudzież miary zlog w każdym słowie, długie krotkie i wątpawe, ktore dla nas zstały się […] bezrożniemi, skorośmy na jednem nacizkaniu przedostatniey złogi w słowach przestali” (s. 211). Przybylski nadmienia, że terminologia wykorzystywana zarówno przez Müllenheima, jak i niego samego, m.in. pojęcie sylaby długiej i krótkiej czy miary[20], wynika z opisu wiersza antycznego greckiego i łacińskiego [paradygmat ten obowiązywał zresztą do końca XIX w. – uwaga aut.]. Opis ten został zaadoptowany do warunków wiersza polskiego, w którym brak iloczasu spowodował, że podstawą rytmizacji stały się sylaby akcentowane i nieakcentowane.
Autor przechodzi następnie do kolejnej cechy brzmieniowej wiersza, czyli spoczynku [pauzy], który przerywa jego ciąg. Jego opis jest skąpy i zawiera się w stwierdzeniu, że stosowania pauz użytkownik języka uczy się intuicyjnie. Ortografia zaś pozwala mu je oznaczyć przecinkami.
Tym, co kształtuje postać wiersza, jest także rym. Gramatyka daje wskazówki dotyczące układania wiersza rymowego czy jak to zostaje określone w innym miejscu, Poezyi liczbomiarowanyy. Widać tu wyraźnie, że mowa tu o wierszu sylabicznym.
Poeta zgodnie z ars poetica zobowiązany jest do:
Ostatnie z zaleceń jest najszerzej przez autora opisane, co potwierdza istotną rolę, jaką odgrywają rymy w tym systemie wierszowym. Ponieważ „dają stroy i farbę wierszowi” (s. 212), są podporządkowane zasadzie decorum – inny ich dobór obowiązuje w liryce, inny w epice, inny zaś w dramacie, dodatkowo różnicuje się on w obrębie gatunków. Wśród czynników kształtujących postać tego środka oprócz stopnia dokładności wymieniony zostaje także obszar współdźwięczności, który wynosi dla rymów żeńskich półtora złogi [liczonej od końca – uwaga aut.]. Natomiast pod względem rodzaju współdźwięczności rymy [Okopień-Sławińska 1988, 446] dzielą się na:
– męskie – „kończone na Społgłoskę”,
– żeńskie – „kończone na Samogłoskę”.
Rymy żeńskie dominują w polskiej poezji, są także „prostawsze, łagodniejsze i miększe; a męzkie stroyniejsze, poważnieysze i twardsze” (s. 214).
Technika rymowania odróżnia poetę od rymotwórcy [21], dlatego tak istotna jest jakość związków łączących wyrazy. Proste i płytkie koncepty realizowane z wyrazów należących do tej samej kategorii gramatycznej i użyte w tej samej formie gramatycznej są „nieprzyjemne i bez żadnej sztuki; a nazywamy je Częstochowskiemi” (s. 214), np. mdłości : znajomości; dobrego : ciekawego. Za lepsze, nie tak banalne i oklepane jak częstochowskie, autor uważa rymy, które współcześnie określić można jako gramatyczne i niegramatyczne. Mogą wykazywać podobną budowę gramatyczną, ale dobór wyrazów wykazuje większe urozmaicenie i większą odległość znaczeniową, np. czego : dostrzegą; walczący : gorący. Za udany przykład takiego rymowania Przybylski uważa zastosowanie rymów głagołowychmęzkich, np. ozdobił : pobił, choć nadal ocenia je jako „łatwiuchne”. Najwyżej ocenia rymy męskie, które spajają nazwę własną i pospolitą z zachowaniem współbrzmienia końcówek wyrazów.
W podsumowaniu tego passusu Przybylski stwierdza, że melodii polskiego wiersza nie buduje sam rym, ale tworzą go „z niem […] społem zcizły szyk wyrazów rytmowy, gładka rozpołowka [średniówka – przyp. aut.] i myśl dowcipna” (s. 215). Za mistrzów poezji ojczystej uważał Alojzego Felińskiego i Józefa Szymanowskiego.
W opozycji do wierszy operujących rymem ‒ „barwistych” – stoją te, które „nie mają stroju i farby”. Są to wiersze białe, czyli „na kończynach […] gołe”. (s. 217). Mimo że nie posiadają rymów, są układane w formie wiersza i operują miarą. Brak rymów odbiera im jednak status wiersza: „Ja tak rzeczonych gołomiarowych wierszy bez rymu nie mam za rytm, bo rytm oprocz miary musi się kończyć na rymie” (s. 217) [22]. Według Przybylskiego jest to zatem „coś pośrodkującego między prozą a rytmem [23]” albo nieukończony wiersz. Niemniej dobrze ułożone wiersze białe z zachowaniem metrum autor ceni zdecydowanie wyżej niż „barwione metysy w istnym rytmie, źle rozmiarowanym i źle rymowanym” (s. 217).
Rozdział o wyśpiewni kończy się uwagami na temat krytyki literackiej (Pismosądni). Przybylski widzi w niej działalność niezwykle subiektywną, zależną tak od rozsądku, mądrości i sprawiedliwości oceny, jak i od surowego, zapalczywego, zero-jedynkowego sposobu widzenia wynikającego z zazdrości o dokonania lub nieznajomości rzeczy. Może być zatem sztuką użyteczną, ale i szkodliwą, gdy staje się „naypodlejszym narzędziem bezczelnego siepactwa” (s. 219).
Powyższe uwagi przybierają tak osobisty wydźwięk ze względu na surowy osąd, któremu Przybylski został poddany w 1789 r. po opublikowaniu Zakusu nad zaciekami Wszechnicy Krakowskiej. Niemniej żal autora nie jest wyrażony wprost, a tym bardziej skierowany na konkretną osobę. Wynika to z jego przekonania, że krytyka te nie może podważać dobrego imienia, honoru i talentu ocenianej osoby, a osoba krytykująca nie może występować anonimowo. Spór powinien być szlachetny – oparty na wzajemnym szacunku, rozumny i spokojny, a także przeprowadzony pokojowo.
[1] Wszystkie cytaty z artykułu hasłowego Język Polski Jacka Idziego Przybylskiego podaję zgodnie z numeracją stron i pisownią zawartymi w dziele oryginalnym Klucz staroświatniczy do szcześciudziesiąt dwu śpiewów Homera i Kwinta w rubrykach całego abecadła. Wyjaśnienia Jacka Idziego Przybylskiego Nauk Wyzwolonych i Filozofii Doktora, byłego Konsylijarza Nadwornego przy ś. p. Krolu Stanisławie Auguście, Wysłużonego Biblijotekarza i Profesora Starożytności, tudzież Greckiey Literatury w Szkole Gł. Krak. Członka Królewskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk Warszawskiego, cz. 2, J–Z: Homer i Kwint w Polszcze, artykułów 1563 z kartą Grai i Frygi, [seria:] Pamiątka dziejów bochatyrskich z wieku Grayskotroskiego w śpiewach Homera i Kwinta według pierwotworów greckich Słowianom dochowana, t. VII, Drukarnia Akademicka, nakład Przełożyciela-Wydawcy, Kraków 1816, udostępnionym na stronie http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/doccontent?id=137455 [dostęp: 8.04.2019].
[2] Wszystkie terminy gramatyczne zaproponowane w Kluczu staroświatniczym przez autora zapisuję w formie oryginalnej i kursywą.
[3] Przybylski odróżnia język rosyjski i mowę ruską, ale trudno powiedzieć, o który dokładnie dialekt ruski chodzi. Por. „Ja, nie chcąc tu […] wchodzić ani w przyczynę wyłączania Imion kończących się na ska lub szka, […] ani w Rossyjską mianowkę: Polsza, Polszy, gdzie już jest sz […]” (s. 90) i „W cylu przedsięwzięcia tey pożądaney pracy ważne jest rozpatrzenie się w krajowem Ziemiopiśmie na calyy rozległości dawnego gruntu Krolestwa Polskiego, bo właśnie na kartach naszy ziemi znaydują się niezagładzabne ślady naszego Starożytnego Języka, i wielu też mianowek […]. Tam są mnogie Pierwaki słow, czy po Lacku, czy po Rusku wymawianych, które były od starych Polaków dorzecznie używanemi; a które, choć z czasem przygasły, byłyby godne bydź wskrzeszonemi” (s. 132).
[4] Kolejność dźwięków w tym szeregu, jak i następujących po nim, podaję za tekstem oryginalnym.
[5] Topny w terminologii autora to inaczej miękki.
[6] Krakowianin poświadcza jednak gwarowe zawężenie artykulacji samogłoski o przed spółgłoskami półotwartymi w wyrazach pochodzenia łacińskiego typu Rektur, Inspektur, co uważa za wymowę błędną będącą rezultatem wyrównania analogicznego do wyrazów takich, jak: „Kraków”, „sól”, „miód”. Wynika to z tego, że autor rozpatruje te wyrazy pod kątem ich budowy opartej na wygłosie z samogłoską i następującą po niej spółgłoską. Dlatego też wymowę„Kraków”, „sól”, „miód”, gdzie pochylenie dokonało się na skutek wzdłużenia zastępczego, także uważa za błędną. Jest to jeden z wielu momentów w tekście, gdzie ujawnia się brak wiedzy Przybylskiego o procesach historycznych, jakim podlegał język polski (zob. s. 33).
[7] Alojzy Feliński, Przyczyny używanej przeze mnie pisowni, [w:] Pisma własne i przekładania wierszem..., t. I, Druk. Rządowa, Warszawa 1816.
[8] Gramatyk właściwie udokumentował zjawisko postępującej dyspalatalizacji. Pisze, że jotowanie, a więc oznaczanie miękkości, spółgłosek wargowych b’, m’, p’, w’ w wygłosie było praktyką podczas jego lat szkolnych. Można zatem wnioskować, że wielu użytkowników języka latach 60.–70. XVIII w. tę miękkość odczuwało.
[9] To połączenie słów włoskich i łacińskich kojarzyło się z gatunkiem ciasta będącego wymieszaną masą mąki, jaj i sera, z którego wyrabiano „makaruny”.
[10] Należy pamiętać, że opis języka polskiego przedstawiony przez J.I. Przybylskiego jest niewolny od błędów. Dotyczy to zwłaszcza zagadnień historycznojęzykowych i etymologicznych, które licznie pojawiają się w ustępie poświęconym Wywodni.
[11] Przykładem sfery, w której zapożyczony, internacjonalny charakter słownictwa odgrywa ważną rolę, jest dyplomacja: „bo Dyplomatyka nie dla jednego Narodu, lecz dla ogółu Mocarstw nadająca swym czynom mianowki [nazwy – uwaga aut.], musiała wynaleźć w martwym Języku takie, ktoreby cały Europie w pewnym względzie zstały się spolnemi” (s. 145).
[12] Według współczesnej oceny innowacji językowych zapożyczenia te spełniałyby kryterium narodowe, systemowe, wystarczalności i ekonomiczności języka [Walczak, 1995, s. 5–14].
[13] Do tej grupy autor zalicza także słowo opijom, które w przeciwieństwie do pozostałych się odmienia (opijom, opijomu) na wzór słowiańskiego rozum, rozumu (s. 149).
[14] Autor zaznacza, że kwestie stylistyczne nie są przedmiotem zainteresowania szykowni: „Szykownia Gramatyczna przestaje na każdym wybraku i na każdy liczbie słow, potrzebnych Mowiącemu do wytłomaczenia się według swego zdania mni lub więcy okolicznie i mni lub więcy malownie, czy zaś przymiotniki i glagoły, jako głowne farby, śwobodnie użyte, są ślachetne, czy plebejskie, czy jednoznaczne, czy dwuwykładne, czy świtne mocne, treściste i gorące, czy brudne, ślabe, jałowe, zimne i t. d. to się odsyła do Sztuki Konarskich, Piramowiczów, Potockich, Golańskich, Szumskich i t. pp., ktora, ważąc każde słowo na szali głębszey Loiki czyli Rozumowni, sądząc o ich właściwych lub przenośnych znaczeniach, dzieląc i poddzielając wymowę na gatunki: pochwałowy, seymowy, sądowy i naukowy, różniąc styl szczytny od płaskiego, i poważny od barasznego, wchodząc w rozbior rozmaitych obrotow myśli człowieczey i jey przeprzepostaceń, oceniając wszelkie stopnie czucia i rozumowania według prawideł Charmony narodowego języka, i stręcząc rozliczne okrasy wysłowin, kształtuje Wymowcow” (s. 198).
[15] Co ciekawe, stanowisko wobec wyrażenia „nie być w stanie” jest współcześnie takie samo [WSPP 2006, 1098].
[16] Znaczenie tego słowa należałoby rozumieć jako wykrystalizowanie cechy, a więc jej wyrazistość, łatwość wyodrębnienia i wskazania. Słownik Lindego podaje słowo „odkroić” w znaczeniu „oderżnąć”. Hasło „odkrojny” notuje zaś Słownik wileński w znaczeniu „odrębny, osobny” i kwalifikatorem nieuż. [SL, t. 2, cz. 1 M–O, s. 437; SWil, cz. I A–O, s. 851].
[17] Przybylski wskazuje tutaj na cechy wiersza sylabicznego.
[18] Jan Ernest Müllenheim, Neu-erörtertePolnischeGrammatica. Aus Bewehrten Polnischen Auctoribus, wie auch eigner Ubung und Erfahrung, Gott zu Ehren Und Der Schul-Jugend Zum Gründlichen Unterricht, Brzeg 1717.
[19] Przybylski nie dopuszcza odstępstw od paroksytonezy, choć przytacza jako zabawny wtręt dwa wyjątki, które odnotował w swojej gramatyce Müllenheim: „UWAGA: ale Polacy w słowie Zkurwysyn, trzecią złogę od końca, rownie, jak w klątwie boday Cię zabito! zwykli wymawiać krotko, np. jaki to Zkur–wysyn; a nie Z kurwy–Syn. Boday cię za–bito! a nie: zabi–to” (s. 210).
[20] Miara jest odpowiednikiem metrum i tak jak metrum rozumiana jest dwojako: 1. jako wzorzec rytmiczny: „Gdy jednak Poeci nasi, tak, jak Poeci wszystkich innych żywych Języków, przypuściwszy wiersze rymowe na miejsce stopowych, Starożytnym Narodom właściwych, i, podzieliwszy je na gatunki, trzymające pewną liczbę złog w sobie, jak u nas koleyno, począwszy od pięciozłogowych aż do trzynastozłogowych, liczbę złog, z których się wiersz zkłada, po prostu rachowanych, nazwali także miarą […].”; 2. jako sylaba budująca wzorzec: „[…] przeto podobało się zgodnie wiersz od piąci złog nazwać piąciomiarowym, i tak koleyno przez pomnażanie złog aż do wiersza trzynastomiarowego” (oba cytaty s. 212).
[21] W dalszej części tekstu Przybylski używa słowa Rymotworca bądź Rymownik jako synonimu poety i stawia je w opozycji do Kleciwiersza. Zob. „Oto, jak targujący orzechy u dwu, przedadź chcących, który wprzód obeyźry obie kupki, i tak z jedney jak z drugiey pokusztuje, aż w ktoryy znaydzie więcy orzechow całych, zdrowych i doyźrałych, niż robaczywych, przegniłych i zchropaconych, tę kupuje, tak ja między dwoma Rymownikami, z których każdy utworzył tysiąc wierszy, gdy u jednego na rownyy liczbie wierszy, w toku, w melodzie i w rymie rozstrząśnionych, znaydę kilka lub kilkanaście rozstrzepanych, chropawych i dziwacznie zakończonych, a dziewięćset kilka dzitsiąt odkroynych, charmonnych i melodnych; u drugiego zaś kilka lub kilkanaście toczystych i wdzięcznych, a dziewięćset kilkadziesiąt niedorzecznych i nudnych, muszę wyznać, że pierszego mam za Rymotworcę; a drugiego za Kleciwiersza” (s. 216).
[22] J.I. Przybylski jest niewątpliwie człowiekiem swoich czasów, co potwierdza utożsamianie poezji z obecnością rymu. Zob. „Rola rymu w wierszu europejskim stała się tak znaczna, że mimo istnienia wierszy białych słowo »rym« przez wiele wieków znaczyło tyle, co »wiersz« (w Polsce aż do okresu oświecenia)” [Okopień-Sławińska 1988, 446].
[23] Tutaj rytm jest rozumiany jako wiersz. Pojęć „rytm”, „rym” i „wiersz” autor używa wymiennie.
Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Warszawskiego: http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=137455&from=publication